Filmik sprzed roku, ale oglądam to i pogoda wypisz wymaluj jak dziś a nawet pora dnia za oknem wydaje się podobna :) Dobrze, że uporali się z tym mostem kolejowym w okolicach WORD, bo teraz jeździ się tam o wiele pzyjemniej :)

Mnie jadący za mną pojazd nigdy nie przeszkadzał, chyba, że jedzie nieomal na moim zderzaku i jeszcze długimi światłami mruga. Jazda kursanta mnie podobała się z malutkim wyjątkiem.W 2:47 min. widzimy włączenie lewego kierunkowskazu i nieomal natychmiastowe zajęcie lewego pasa. Zasygnalizowanie zamiaru zmiany pasa ruchu jeszcze nie upoważnia do zmiany pasa. Nie wiem czy kursant przed wykonaniem tego manewru właściwe ocenił sytuację w lusterku bocznym i wstecznym, gdyż mógł mieć pojazd w tzw."martwym polu". Wbrew pozorom to nie jest bezpieczny manewr i przy zmianie pasa ruchu bardzo często dochodzi do wypadków; sam kiedyś motocyklem machnąłem lewą ręką po czym zjechałem na pas do lewoskrętu. Słowa kierowcy samochodu, który musiał mocno hamować, nie nadają się do powtórzenia. Ładnie kursant jechał boczną, wyboistą jezdnią (6:20 min.) gdyż jechał blisko osi jezdni; to nie tylko szacunek dla pieszych aby ich nie ochlapać ale i ostrożność przed wjazdem w głęboką kałużę, gdzie koło można zostawić. Swoją przygodę z prawem jazdy zacząłem jako niepełnoletni. Zapisałem się na kat.A gdyż jeździłem motocyklem bez uprawnień, a limit szczęście w uniknięciu milicyjnego patrolu mógł się wyczerpać. Gdy ojciec dowiedział się o zapisaniu na prawo jazdy dorzucił potrzebną kwotę i za pisemną zgodą rodziców dopisałem się również na kat.B. Na kursie motocyklowym wcale nie byłem gdyż wcześniej jeździłem motorowerami Jawa i Simsonem a potem motorem WSK 125. Jednakże instruktor od motocykli złapał mnie, gdy przyszedłem na jazdę samochodową i orzekł, że przed dopuszczeniem do egzaminu musi ocenić moje umiejętności. Wykręciłem WSK 175 na placu manewrowym kilka kółek oraz ósemek i oboje byliśmy zadowoleni; tak też przebiegł egzamin. Gorzej było w oczekiwaniu na egzamin z kat.B bowiem przed moją grupą zdawała inna grupa z której rzadko kto zdał. Był to inny Maluch i wg.osób po egzaminie w tym pojeździe nie chciał wejść drugi bieg. Osób z tamtej grupy ubywało a mnie cykora przybywało. Wreszcie nadszedł czas na moją grupę i... nie było chętnego do egzaminu. Pomyślałem, że za niesprawny pojazd nie ja ponoszę winę a dalsze stresowanie nie ma sensu. Wsiadłem, ustawiłem lusterka i z duszą na ramieniu ruszyłem. Egzaminator spytał czemu nikt nie chciał wsiąść. Po moich wyjaśnieniach stwierdził, że to tylko kwestia ustawienia sprzęgła i w tym pomarańczowym Maluchu trzeba pedał wcisnąć do końca. Tylko raz pedał wcisnąłem na 3/4 tak jak w czerwonym Maluchu na którym się uczyłem i usłyszałem niezbyt miły dla ucha zgrzyt. Po ok. 20 min. już uradowany wysiadłem. Jedyne uwagi czy też pouczenia egzaminatora były:"proszę jechać trochę mniej dynamicznie". Do dziś jazda topornym Maluchem jakoś nie kojarzy mnie się z dynamiką a raczej z męką!

co dalej było?