Zgadzam się z Wami. Ostatnie dwa sezony THE CROWN to spadek formy serialu, brak ciekawych odcinków tematycznych oraz nijako zagrane postaci. Odcinki o Dianie oraz śmierci Małgorzaty najbardziej podobały mi się. A co do ogółu, to uważam, że sezony 1, 2&4 były najlepszymi. Claire Foy to najlepiej zagrana Królowa.

W 100% się z Wami zgadzam. Od sezonu 5 to moje ogromne rozczarowanie. Też czułam, że reżyser nie lubi pewnych postaci, wręcz jest stronniczy.

uwielbiam Was ogladac, bo zawsze mamy podobne spojrzenie i świetnie układa to moją opinie

Mi zabrakło Williama i Harry'ego z okresu bycia ostrymi seksiakami, cały świat się w nich kochał. "The Crown" to daleka i głęboka wizja artystyczna losów rodziny królewskiej z okresu sześćdziesięciu lat. Wreszcie ktoś to zrozumiał i zauważył.

Super! Kolejna przyjemność z wysłuchania Waszej recenzji. Uwierzyłam Wam. Zatrzymałam się na czwartej serii i nie sięgnę po kolejną. Dziękuję.

O, jaki piękny był ten barwny wachlarz anachronicznych funkcji dworskich! Tylko czekałam aż padnie nazwa w stylu: "nadworny podcieracz lewego półdupka".

Karola przecież od początku pokazywano w pozytywnym świetle, wrażliwy, gnębiony przez ojca, rówieśników, po części dałem się na to nabrać, głównie dzięki świetnemu aktorstwu Josha O'Connora, teraz widzę takie trochę PRowe manipulacje

Moim zdaniem akurat Imelda Staunton zagrała bardzo dobrze starszą wersję postaci stworzonej przez Claire Foy.

Kurczę blade, a ja tu czytam w internetach że Peter Morgan to ukryty antymonarchista 😁A tak serio - słaby koniec świetnego serialu o czymś. No właśnie o tym, o czym powiedział książę Filip w ostatniej scenie - o ludziach którzy poświęcili miłość, karierę, osobiste namiętności, możliwość popełniania błędów - czyli po porostu życie dla czegoś większego. Takimi postaciami, które poznaliśmy w poprzednich sezonach byli Jerzy VI, królowa matka, Churchill, Thatcher, księżniczka Małgorzata, i wreszcie Filip i Elżbieta. Każdy z nich łamał się od środka, żeby dać światu coś większego. Te zmagania były esencją pierwszych czterech sezonów. A potem dostaliśmy koronę z plastiku ze sztucznymi kryształkami. Historia Diany była już opowiedziana na milion różnych sposobów - z pamięci można opowiedzieć jej życiorys. Dlatego moim zdaniem gdyby było jej mniej na rzecz, np. głębszego zmagania królowej z sytuacją po jej śmierci, wyszłoby ciut lepiej. No i to "uwierz w ducha" wersja Windsor 😦 Imelda Staunton i Jonathan Pryce niestety mimo szacunku do ich dorobku, maksymalnie sprasowali te pełnokrwiste postacie które tworzyli poprzedni aktorzy. Elżbieta, która do tej pory po prostu rządziła - miała własne zdanie, postawiła ustawić do pionu kilku ważnych facetów (w tym własnego męża), poza tym odznaczała się poczuciem humoru i angielską ironią - kompletnie zbabciała. Królowa w sezonach 5/6 nie ma żadnej z tych cech, a pamiętajmy że Elżbieta II w 2012 roku skakała z Bondem z helikoptera 😂 Ta królowa natomiast albo siedzi i się uśmiecha, albo kręci głową i z wyrazu jej twarzy nie można wyczytać zupełnie niczego. A Filip? Ten pełnokrwisty samiec-alfa z niewyparzonym językiem? W tym sezonie potrafi tylko przyglądać się żonie i w kółko pyta "Everything all right?". Przecież ten człowiek po 90 potrafił równo opierniczać fotografów, którzy robili im zdjęcia, albo wytykać dziennikarzom głupie pytania, nie mówiąc o tym że na ślubie wnuka zasunął żonie taki komplement, że ponoć królewskie oblicze się zarumieniło 😁 Na plus tylko i wyłącznie odcinek o Małgorzacie (zasłużyła na takie pożegnanie), oraz ostatnia scena w kaplicy i rozmowa Filipa i Elżbiety (ładna klamra bo od tego też zaczyna się pierwszy odcinek serialu). I tak - teraz wszyscy udają, że teraz jest w porządku, ale trzeba przyznać że to nie to samo. Bo ona była monarchią.

To jeszcze leciało? 🤯

😊

Dla mnie wątek "romansu" Diany i Dodiego był przedstawiony fatalnie i nużąco. Mimo wszystko lepiej oceniam drugą część 6 sezonu.